Bohaterowie Szarych Szeregów, Tadeusz Zawadzki herbu Rogala,po prostu "Zoska"
opublikowano 20/08/2014 - 10:03.
http://blogmedia24.pl/node/68754
Z siostrą Anną,anglistką, nauczycielką i autorką podręczników, zasłużona instruktorka harcerska. Była komendantką Hufca Szarych Szeregów Śródmieście w Warszawie i uczestniczyła w Powstaniu Warszawskim
Hufiec ten należał do Organizacji Małego Sabotażu "Wawer"


Plakat propagandowy „Anglio! Twoje dzieło!”, rozlepiany na ulicach okupowanych miast, autorstwa Theo Matejki
Obwieszczenie wojennego
sądu polowego o skazaniu na śmierć dwu Polek: wdowy Eugenii Włodarz i
studentki Elżbiety Zahorskiej ukazało się 3 listopada 1939 roku.
Elżbieta Maria Zahorska herbu Lubicz,ostatnia była oskarżona o „sabotaż
i zrywanie plakatów.
Chodziło o te z hasłem „Anglio!
Twoje dzieło!”.
Fotografie z 'Kombatanta.
Obwieszczenie
Komendantura Ic
Wyrokiem polowego sądu wojennego skazano na śmierć: wdowę Eugenię Włodarz oraz studentkę Elżbietę Zahorską za zamach na żołnierza niemieckiego, względnie sabotaż, tzn. zrywanie plakatów.
Komendantura
Warszawa, dnia 3.11.1939.
Świadek wydarzeń, Halina Regulska, zapisuje w swoim diariuszu „Dziennik z oblężonej Warszawy. Wrzesień–październik–listopad 1939 r.” emocje i odczucia, jakie budziło w niej to obwieszczenie: „Sprawia to na nas wrażenie, że żadnego zamachu na żołnierza nie było, tylko jest to kłamliwy dodatek wstawiony po to, by uzasadnić wyrok śmierci. Rzeczywiście od pewnego czasu widziałam na mieście dużo pozrywanych afiszów »Anglio! Twoje dzieło!«, tak bardzo przez nas znienawidzonych [niemiecki plakat propagandowy sugerował, że winę za los Polski ponosi Anglia – red.]. Biedne, dzielne kobiety zapłaciły za swój czyn najwyższą cenę”.
Z kolei Henryk Korotyński notuje we wspomnieniach „Trzy czwarte prawdy”: „Dochodzą echa rewizji, rekwizycji, ale jest to jeszcze czas przed Wawrem, nie ma jeszcze krwawego terroru. Wkrótce jednak ukazują się na murach Warszawy obwieszczenia o pierwszych wyrokach śmierci na Polaków i wśród nich nigdy nie zatarty w pamięci ten wyrok na studentkę Elżbietę Zahorską, która w mieście przygniecionym ciężarem klęski pierwsza, u progu listopada, zrywała plakaty okupanta...”.
„Wielki, ciężarowy samochód, jeden z tych, które później nazywaliśmy budami, z trudem przebijał się przez ulice. Co chwila musiał omijać głębokie leje i stosy gruzów zawalających jezdnię. Obok samochodu, na motocyklach jechali niemieccy żołnierze, uzbrojeni w karabiny i ręczne granaty. Widziałem ich posępne twarze: korowód grabarzy w szarych płaszczach i hełmach znaczonych swastyką.
Wjechaliśmy na [ul.] Okopową. Był wczesny, listopadowy poranek. W budzie byłem ja, jako kapelan więzienny, milczący oficer o zimnym, bezbarwnym spojrzeniu, nieznana mi kobieta lat około trzydziestu, wieziona również na rozstrzelanie, i Zahorska.
Nigdy nie zapomnę twarzy tej dziewczyny o rysach kształtnych i zdecydowanych, ani spojrzenia jej dużych, niebieskich oczu. Ubrana w żołnierską bluzę, była zupełnie spokojna i nie zdradzała najmniejszego lęku czy niepokoju. Wiedziałem, że walczyła z bronią w ręku.
Córka literatki, Anny Zahorskiej, studentka jednej z uczelni warszawskich.
Pamiętamy dobrze propagandowy afisz, rozlepiany przez Niemców w całej Polsce. Przedstawiał klęskę naszej armii – zbombardowane miasta, trupy w kałużach krwi – jednym słowem, cały tragizm pogromu, podkreślony efektownym napisem: »Anglio, oto twoje dzieło«.
Zahorską schwytano przy zrywaniu afiszów. Przez kilka dni Elżbieta siedziała na Pawiaku, w Serbii [popularna nazwa żeńskiego oddziału Pawiaka – red.]. Byłem wówczas kapelanem więzienia. Aresztowany przed jej przybyciem, dzieliłem wraz z duchowieństwem warszawskim los mych byłych parafian, więźniów. Gdy mnie uwolniono, mogłem jeszcze przez pewien czas pełnić duszpasterstwo więzienne. Mogłem nawet, jak w tym wypadku, asystować skazanym na śmierć. Oczywiście, ten stan trwał bardzo krótko. Później Niemcy nie tylko odmawiali więźniom i skazańcom posług religijnych, ale za ich udzielenie groziła kara śmierci”.
NOCH IST POLEN NICHT VERLOREN
Dalej ksiądz notuje: „W budzie panowało milczenie. Do uszu naszych dochodził jedynie warkot motorów. Nozdrza drażnił ostry zapach spalin.
– Proszę księdza kapelana – odezwała się nagle Elżbieta – szwabi gotowi są pomyśleć, że Polacy boją się śmierci... Jedziemy rzeczywiście jak na pogrzeb. Trzeba im pokazać, że nie lękamy się śmierci. Leutnant, oficerze – usiłowała mówić po niemiecku – wollen Sie, może chcesz poznać naszą pieśń pogrzebową? Posłuchaj!
Zanim Niemiec zdołał coś odpowiedzieć, Elżbieta zaśpiewała:
Umarł Maciek, umarł, i leży na desce,Żeby mu zagrali, podskoczyłby jeszcze,Bo w Mazurze taka dusza,Że choć umrze, to się rusza.Oj danaż moja dana, dana, dana, da!
Oficer tępo patrząc przed siebie, jeszcze bardziej zacisnął wąskie wargi. Dwaj żołnierze z podziwem spoglądali na dziewczynę, która kpiła z całej niemieckiej potęgi i ciskała najeźdźcy wyzwanie.
Samochód zatrzymał się na Forcie Bema. Ziemia była tutaj zorana przez pociski. Myślałem o zaciętej obronie fortu. Kapelanem oddziału był wówczas nieustraszony żołnierz i kapelan, ks. dr Jan Salamucha.
Wyszliśmy z samochodu. Pierwszy szedł oficer, za nim żołnierze, prowadzący skazaną. Zahorska była całkowicie opanowana.
– Śmierć nie jest straszna – rzekła do mnie, gdy uścisnąłem jej rękę.
Stanąłem z boku, modląc się.
Ciszę przerywał jedynie szczęk broni i ostre, urywane słowa komendy. Pluton egzekucyjny ustawił się naprzeciwko drzewa, do którego prowadzono Zahorską. Nagle Elżbieta zatrzymała się. Pluton egzekucyjny znieruchomiał. Miało się coś stać. Poczułem gwałtowne bicie serca. Dziewczyna stanęła na baczność. Jej twarz dotychczas zarumieniona przybladła, oczy jaśniały. Wydała mi się posągiem, wizją polskiej Nike.
W ciszy poranka rozległ się jej silny, dźwięczny głos. Skierowany do wroga w jego języku, był głosem Polski nieugiętej i dumnej:
– Noch ist Polen nicht verloren! [niem. Jeszcze Polska nie zginęła – m.z.].
Elżbieta podeszła szybko do drzewa. Kazała odejść precz żołnierzowi, który chciał jej zawiązać chustką oczy.
Podniosłem rękę i posłałem jej znak krzyża.
Błysk szabli dającej komendę i trzask salwy.
Ciało Elżbiety osunęło się na ziemię. Podszedłem. Nie żyła. Kula zniosła wierzch czaszki. Mózg zmieszany z krwią zbryzgał jej jasne włosy. Oczy miała otwarte, ale nie znać w nich było trwogi. Na lekko rozchylonych ustach dogasało echo słów Tej, która nie zginęła.
Klęcząc, namaściłem Olejem świętym jej czoło.
Była już wolna!
Zaraz potem Niemcy rozstrzelali drugą skazaną”.
Komentarze
Prześlij komentarz